Kategorie
ciekawostki coś warte pamięci/humor z życia wzięte

5 ciekawostek, które niewidome gimby nie znajo 01

Witam, to jest 1 z kilku, części w których mogę opisać anekdotki, które gimby mogą nieznać, Przynajmniej jakie były w moim otoczeniu, Czy to ośrodek, czy coś z domu. A będzie ich na razie 5

1. Myślę że jeden z klasyków, Czyli, Wyłącz jeden screenreader, dopiero włącz drógi. Bo screenreadery się gryzą!
Tak było. A zkąd się to wzięło? Tego jako niewidomik z I czy II klasy nie wiedziałem, lecz teraz mogę odpowiedzieć i sobie i innym na to pytanie
Kiedy NVDA było jeszcze czymś mitycznym, albo programem, o którym było słychać, że coś takiego jest. Były sobie 2 czytniki ekranu w jednym, czy kilku komputerach. Był JAWS i WINDOW EYES. Te czytniki ekranu używały karty graficznej, żeby czytać to, co jest wyświetlone na ekranie, dokładniej, sterowników lustrujących kartę graficzną, czy to FS video Driver czy innych. Kiedy włączyło się i JAWSA i Window eyes, windows czy to 98 czy nawet xp, potrafił się zawiesić. Kilka razy uświadczyłem to na własnej skórze. P.S. W domu byłem JAWSOwcem, Window eyes było w ośrodku. Chociaż i jeden komputer z JAWSem się trafił
2. Zabawkowe walkie talkie, a nawet i prawdziwe
Była kiedyś u nas w internacie budka telefoniczna, a że nam nie chciało się przy niej stać, tylko się bawić/grać/cokolwiek innego, ustalaliśmy, że ktoś, kto był w budce telefonicznej i następny petent mięli przy sobie walkie talkie. Kiedy dzwoniący kończył, wołał tego drógiego, ażeby ruszył dupsko i zszedł na dół. No, może z tym dupskiem przesadziłem, ale rozumiecie o co chodzi
3. Weekendowe wycieczki
Było kiedyś tak, że jak zostawaliśmy na weekend, Ja kilka razy zostałem a potem nie chciałem, to się jechało do Warszawy. Czy to przejechać się metrem, bo to była jakaśtam frajda, czy zjeść coś w MCDonaldzie, głównie zestaw happy meal. W święto niepodległości lub w okolicach, raz jechaliśmy na defiladę wojskową, i wszystko nagrywało się, o ile miało się możliwość, na dyktafonie kasetowym
4. Zabawa w bazę lub indian.
W ogródku jordanowskim, bo tak zwał się ów plac zabaw był taki kompleks zamków z drewna, z mostem na górze, z mostem ruszającym się na dole też. Można było zdobywać drógi zamek, więc trzeba było albo pilnować mostu na górze, albo rozchuśtać ten most na dole tak, aby innym delikwentom się nie chciało włazić lub utródnić im to. Nawet kiedyś ktoś znalazł chrust na ognisko
5. Szukanie wiosny/lata/jesieni/zimy
Kiedyś w zerówkach, nie wiem czy teraz tak jest, nasza wychowawczyni, ta, co prowadziła edukację wczesnoszkolną kiedy była zmiana pory roku prowadziła nas na wycieczkę, głównie do lasu, ażeby trochę przyrody poeksplorować i znaleść oznaki tych pór roku. I przez to uczyliśmy się jak ten nasz świat, przyroda, funkcjonuje. A to wyrwaliśmy jakąś stokrotkę czy tulipana, a to właziliśmy w pokrzywy, ehh. Tego akurat nie lubiłem. A że coś tam było pod ochroną? Nikt o tym nie myślał. Co do przyrody, z jednym kumplem też chcięliśmy chodować ślimaki. Tak. W klasie

A jakie inne ciekawe czynności były w waszym dzieciństwie, czy to u staruszków z lat 90, czy to u młodzików z 2006/2007 roku?
Te czynności, jakie były, były w latach 2008/2010, z tąd ktoś inny może powiedzieć, że było inaczej etc etc.

4 odpowiedzi na “5 ciekawostek, które niewidome gimby nie znajo 01”

Długo by opisywać, ale miałem jako jedno z ostatnich pokoleń całkiem fajne dzieciństwo spędzone głównie na podwórku. 😉 Piękne czasy, świetna muzyka, ludzie ciekawsi.
U nas wycieczek prawie nie było.

1. "Ej, ty masz dwukasetowca. Pożyczysz?" Mnie to akurat nie dotyczyło, bo byłem i w sumie nadal jestem zupełnie po za mainstreamowym nurtem muzycznym, ale często najłatwiejszym sposobem na posłuchanie sobie przebojów zespołu X było przegranie kasety od kogoś, kto to ma. Kolejne i kolejne kopie krążyły po internatach w coraz gorszych jakościach.
2. Wypożyczanie książek na kasetach w PZN pod korek. W moim przypadku nie trzeba było wysyłkowo, więc jechało się z plecakiem, potem z wózkiem dziecięcym z bratem w środku i ładowało po 10 pudełek. Limit to 120 kaset, a w okresie urlopowym no limit. Mój maks to chyba 240. Aha, zbiorowe słuchanie książek też było. Tym samym w trzeciej podstawówki zapoznałem się częściowo z "5 lat kacetu" np.
3. Komputery w internacie do użytku publicznego. łoj, czego tam nie było! łoj, jak to szybko stawało dęba pod Windowsem ME i eksperymentami różnych tam ludziów. Z drugiej strony to jedyny sposób aby na spokojnie przejrzeć sobie net w poszukiwaniu np. programów do edycji dźwięku, zbiorów plików MIDI, a w niektórych przypadkach stron typu sciaga.pl lub opowiadań, które sprawiały, że konar zapłonął. xd Aha, jaws 4.51 tam był i Syntalk, który może nie pachniał nowością, ale średnio miał jakąś konkurencję softową. No, może jeszcze Rbwin.
4. Komputery w szkole z MS-Dos. Legenda głosi, że gdzieś tam, za siedmioma zamkami, za siedmioma pieczęciami drzemią sobie Windowsy. Są wygodne, nie trzeba pamiętać komend, ale obudzić je mogą wybrańcy, którzy dostąpili błogosławieństwa rady starszych. Większość jednak gawiedzi na lekcjach komputerów grzecznie włączała stare 386, zdaje się, po odczekaniu stosownej chwili wciskano klawisz S i enter, a potem to już można było albo coś tam sobie pisać w Word Perfect albo grać w 33. Aha, czasami udało się wydrukować to, co się wcześniej pisało. Drukarka osiągała zawrotną prędkość coś koło linijki tekstu w trzy, może cztery sekundy, a cichy ten proces nie był. Jakoś w okolicach mojej trzeciej klasy podstawówki otwarto tzw. a300. Nowy, dwupiętrowy budynek, a w środku m.in. dwie pracownie komputerowe. jedna multimedialna, druga taka bardziej zwykła. Do tego wszystkiego sieć, którą mało kto rozumiał, ale co tam. Można było wysyłać do siebie elektroniczne listy, każdy miał jakieś 10mb miejsca w tajemniczym czymś, co było dostępne zawsze, niezależnie od tego, na którym komputerze człowiek sobie operował. Wystarczyło wpisać login, password i już. Plotka głosi, że dało się włamywać na inne konta w tym dostojnego grona pedagogicznego, a co tam pono znaleziono to już odrębna historia. W każdym razie dało się również pisać maile do wszystkich. Aż dziw, że skrzynek nie wywaliło w powietrze. W każdym razie nasza klasa grzeczna była. Nie zmienia to faktu, że dostałem kiedyś maila treści mniej więcej takiej: "Czy jesteś homo?"
5. W roku 2017 byłem na tzw. święcie ośrodka połączonym z iluś tam leciem szkoły muzycznej. Spodziewałem się sążnistych przemówień, długiego, ale być może ciekawego programu artystycznego itp. Przemówienia były, ale rozpaczliwie krótkie. Program też niezbyt długi. Za tzw. moich czasów wyglądało to inaczej. Najpierw przemawiał, dajmy na to dyrektor ośrodka. Trwało to parę minut co najmniej. potem prezes towarzystwa, matka generalna, jeszcze paru kierowników, a żeby nie było zbyt krótko, niektórzy ustawiali się znowu na końcu kolejki na słówko. Całość trwała może z pół godzinki i mimo, że sporo tego przeżyłem to za cholerę nie pamiętam nawet w skrócie, co oni tam gadali. Za to na programy artystyczne to nawet warto było poczekać. Ok, nie zawsze, ale bywało ciekawie, przy najmniej dla dzieci. Generalnie całość imprezy trwała od śniadania, w zasadzie do obiadu.

ja to np lubiłem ze szkolnych komputerów kopiować topspeeda, ivonę, etc etc. Co ciekawsze rzeczy typu firefox, mirandę, nvdy, kopiowałem na penDrivea.
A że w domu za bardzo nie miałem neta, to kopiowałem wszystko co popadło

Fajny sympatyczny wpisik.
Co do gryzienia się screenreaderów to obecnie jedyne co sie może pogryźć to skróty klawiszowe. Czasem jeden czytnik przechwyci swoją klawiszologię i przy włączonych dwuch gadaczach nie możemy wywołać skrótu specyficznego dla danej czynności

Skomentuj titomaton Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

EltenLink