alternatywna wersja hymnu rebelii przeciwko Illuminatii
Autor: tito
Dziś w trakcie słuchania paru melodyjek z gb szukałem jeszcze jakiegoś wartego albo i nie, dzięła z tamtego roku do wrzucania na bloga. Tak więdz, jak wszystko wrzucone, to wrzucę i to. Powodzenia w słuchaniu 🙂
To można potraktować jako ciekawostkę
Wśród szumu lasu, śpiewu ptaków i drzew, bez zgiełku miasta i banerów na murach czuję się naprawdę wolny. Wolny niczym elfy, w legendach i bajkach przedwojennych, czyli tych, które zostały napisane przed Wielką wojną. Tak, Wielka wojna zrodziła nową cywilizację, która to, dla półdzikich ludzi, tak jak ja, nie była idealna. Była hamulcem do wolności, Trzeba było robić zgodnie z modą, trendami. A ja tak nie potrafię! Nie potrafię zachowywać się tak, jak przeciętni illuminatiańscy młodziankowie. Ja jestem dzieckiem lasu, las mnie wychował i las mnie wychowuje do tej pory. Co prawda, byłem w mieście aby iść do publicznych szkół, ale dwa razy mnie wywalono. Dla czego? Ano dla tego, że nie byłem aktywny w lekcjach historii czy na apelach propagandowych. W wolnych chwilach wymykałem się z metropolii i szedłem w las, ostatni bastion wolności. Niektóre lasy już przemianowano w rezerwaty, parki narodowe, które, tymi rezerwami nie są, Chronią naturę. Bujda, Illuminatiańscy urzędnicy i obywatele kręcą się to tu, to tam, robiąc selfie z mini aparacików lub krzyczeli w namiotach. W lesie, spotkałem dość dużą grupę ludzi, też półdzikich, też miejące takie same odczucia jak ja. Nawet mieli Przywódcę, Chociaż nie. Przywódca bardzo źle się kojarzy. Nazywamy go Wodzem, Niczym w plemieniach. Kiedyś, wcześniej młodzież, z tego co mi wiadomo, bawiła się w Indian, i tam też były plemiona, wódz i prowadzili wojny, Chowali się po drzewach, atakowali przeciwników i biegali w lesie ile w lezie. Trochę podobnie jak dzisiaj my. Apropos plemion. Właśnie ci z zewnątrz, nazywają nas trybalistami. Trybaliści to ludzie lasu, ludzie natury. Kiedy rząd tyranii się skończy, zamierzamy napisać historię ludzkości od zera. Zlikwidować broń, urządzenia technologiczne i wyprodukować alternatywne urządzenia lub narzędzia, od nowa. Od nowa wynaleźć jakąś broń, technologię i sztukę naturalistyczną. Nie lubimy ludzi z zewnątrz, ponieważ zawsze podejrzewamy ich, że są szpiegami z metropolii. Otaczamy nasze obozy pułapkami z lian, z jadowitych węży i dzikich zwierząt. Niektórzy oswajali, chociaż nie. To za dużo powiedziane. Nie oswajali zwierząt, przyjaźnimy się z nimi. One nam pomagają, a my im. Żyjemy w symbiozie. Ubodzeni lub zagryzani turyści, a raczej niemile widziani goście? Tak, to przez nas i zwierzęta. Przez trybalistów. Czasami i wąż pokąsa illuminatę, a czasami i pszczoły odwalą robotę. Strażnicy używają wielkich kusz i łuków. A kogo nie stać na kuszę czy łuk, używał włóczni lub kamieni. Tylko wódz i jego świta mieli jakotaką broń przeciwpancerną, na samoloty. Wszystkie samoloty, bez wyjątku, zastrzelimy. A i ludzie się nam przydają, Jeśli są urzędnikami, wilki się nimi zaopiekują, a i owszem. Niektórzy zaliczają nas do illuminatiańskich rebeliantów, Może i tak. Ale na pewno nie chcemy skurwysyńskiego porządku jaki był nawet przed wielką wojną. A niech się żołnierze zabijają, Mnie, to nie obchodzi. Obchodzi mnie tylko moja skromna osoba, las i moje plemię. Nazywamy je plemieniem wilków. Tak się nazywamy. Mamy jeszcze sojusz z niedźwiedziami, łosiami czy rysiami. Komunikujemy się przy pomocy zwierząt, błysków ognia albo bębnimy w specjalnie przygotowany bęben z pnia dużego drzewa. Czasami też wysyłamy krótkie wiadomości łukiem. Do strzały przyczepiamy wiadomość, napisaną żywicą na listku i strzelamy w stronę odbiorcy, Celujemy rzecz jasna w powietrze. Telefonu komórkowego, starszego niż rocznik 2005 używa nasz wódz, a żeby się dowiedzieć, Czy żaden skurwysyn nie chce naszego lasu zniszczyć.
Religia trybalistów jest dosyć prosta, w sumie jak nasze całe życie. Trybaliści, czyli my, wierzymy w potężną moc natury, Trochę jak celtyccy druidowie. Natura jest świętością jak Bóg dla chrześcijan, których to też illuminatianie prześladują, A i owszem. Czy kiedyś to się skończy? Tego nie wie nikt.
Jestem właśnie w patrolu/warcie i czaimy się w krzakach, czy nikt nie przychodzi. A, i jak poznajemy czy to nasz czy nie nasz? Po prostu, po tym, że my chodzimy tylko w opasce na biodrach, a w zimę, okrywamy się płaszczem z mchu lub śniegu. Trochę taki efekt igloo. Ktoś chodzi. Prawdopodobnie jeden ze skurwysynów z aparatem fotograficznym. Pewnie dziennikarz. A że przeszedł tam, gdzie my, popełnił bardzo poważny błąd. Ja wystrzeliłem strzałę paraliżującą w jego kolano, a Leśny lis, Mój kumpel zagwizdał charakterystyczny, bojowy sygnał. Wilki, kruki, i lisy pognały w stronę dziennikarza. Dziennikarz próbował się ruszyć, wyciągnąć aparat, odbezpieczyć broń, ale na marne. Sekundę po charakterystycznym dźwięku broni usłyszeliśmy warkot i ryk przywódcy stada wilków. Wilki rzuciły się na gościa jak na mięso. A my, cieszyliśmy się, że jest o jednego skurwysyna mniej.
Witam. Natknąłem się o ten projekt chyba z kilka miesięcy temu. Ten projekt nazywa się delight, jest to custom rom, aktualizacja do symbiana dla niektórych nokii, jeszcze nie przeczytałem listy obsługiwanych urządzeń, Dla czego wcześniej o tym nie napisałem? Ano dla tego, że nie wiedziałem czy to jakieś screenreadery obsłuży. W sklepie symbian store w delighcie zauważyłem właśnie mobile speaka 5.90, tak więdz postanowiłem na swoim blogu napisać o tym projekcie. Fajnie by było, gdyby projekt miał szersze zainteresowanie. A. Link, proszę bardzo, o to strona główna projektu
http://ovi.h1n.ru/delight/
a instrukcja flashowania tegoż projektu
http://ovi.h1n.ru/delight/phoenix.php
faq
http://n8delight.blogspot.com/p/faq.html
Jeszcze nie przetestowałem, Z tego co widzę to jest na urządzenia, które posiadają lub mogą posiadać symbian belle.
ps. To nie bot ani troll, to tylko ja, tylko poekscytowany tymże projektem, zwłaszcza że miałem i mam duuuuży sentyment do symbiana
W czasach powszechnego „dobrobytu”, w czasach, kiedy normalny Polak, A raczej illuminatianin nie może jóż pić normalnie wódki czy piwa, a każdy wrażliwy człowiek kupował i kupuje kalcjomorfinę na czarnym rynku, tak, narkotyki typu kalcjomorfina są też nielegalne, słyszało się pewną legendę, opowiadaną przez poszczególne jednostki, dziewczyny, koleżanki czy też niektórych przyjaciół. W czasach, kiedy polityka była kształtowana nie wiadomo z kąd, W sumie, do tej pory jest, Nie żyję się dla niektórych najlepiej.
W Warszawie, byłym Starym kapitolu panują zamieszki, a żołnierze walczą o porządek, jest znana pewna legenda. Którą właśnie przytoczę.
Codziennie, jak to w zwykłym dniu, chodzimy do publicznych szkół, uczymy się Historii, Angielskiego, matematyki . Propaganda była w sumie cały czas, czy to na apelach, czy to na lekcjach. Rakiety śmigały po atmosferze jak pojebane, gdyż bogacze z góry mogli sobie pozwolić na podróż rakietową w dowolne miejsce na Ziemi, Czy to Polska, Czy to Ameryka. Tak te państwa kiedyś nazywano. Ale najbardziej złowieszczym sprzętem, jakim dysponowali na co dzień, nie były ani bomby laserowe, ani eliminatory, ani policja, która kontrolowała niektórych mieszkańców. To był helikopter, Wielki, potężny helikopter. Nazwany również czarnym ptakiem. Legenda bowiem głosi. I już przechodzę do setna.
LKiedy po południu chłopcy z dziewczętami umawiali się na „randki”, albo każdy szedł w swoją stronę, czy to do galerii czy do domu, miasto tętniło życiem. A czasami były też przemówienia poszczególnych polityków czy celebrytów. Dziewczyny mówiły mi, że nagle zobaczyły helikopter. Był, jak już to mówiłem, bardzo potężny i majestatyczny. Co po niektórzy schowali się od razu w jakichś sklepach, domach, czy nawet w metrze, zwłaszcza dziewczyny. Dla czego zwłaszcza one? Otóż legenda mówi, że jeśli helikopter zauważy co piękniejsze dziewczyny, kobiety, a nawet przystojnych chłopców, helikopter niczym jastrząb po cichu zanurkował w ich stronę. Z tego helikoptera powysiadali biznesmeni, urzędnicy, celebryci, albo niektórzy korpoludowie. Zaproponowali albo przewózkę helikopterem, albo któryś z nich zapraszał czy to na kawę, czy to po prostu po to, a żeby się trochę zabawić. Wiecie, co mam na myśli, prawda? W końcu teraz jest moda na przygodne romanse, małżeństwa po bożemu, a skąd. Urzędy cywilne nie rejestrowały małżeństw, bo i po co, jak większość i tak się po kilku miesiącach rozwodzi, bo a to armata nie ta, a to figura nie ta, czy nudny charakter. Piloci także, można powiedzieć, porywali ludzi do tego helikoptera dzięki jakiemuś polu magnetycznemu. Kiedy helikopter został zapełniony różnymi ludźmi z poszczególnych miejsc, Ludzie mówili, że leciał do tzw. Hali przyjemności, w Rio De Janeiro, w byłej Brazylii. Tam ponoć jest bardzo duży dom publiczny, Ktokolwiek z dziewczyn, albo przystojnych chłopaków, facetów tam przybył, już nigdy nie wrócił taki sam. Tam, znajdował się bardzo duży burdel, albo targ. Ludzie płacili dolarami, żeby dziewczyna czy chłopak robili dla takiego biznesmena co on chce. Tak, Dziewczyny były tam wykorzystywane. Jeśli ktoś jakimś cudem wrócił, nie był już tym samym człowiekiem, a i tak potem tam wracali, szantażowani upublicznieniem nagich zdjęć w internecie, czy w filmach porno czy propagandzie dla dzieci. Koniec. Chciałem jeszcze powiedzieć o ty nie wierzyć tym skurwysy… O kurwa, Ktoś puka do moich drzwi. Może to znajomy. Postanowiłem otworzyć drzwi. W wizjerze jednak nie zobaczyłem znajomych, tylko smutnych panów w garniturach. Zostałem obezwładniony gazem usypiającym…
виликий яйт, потенжняя яйтармиа
розпизьди варагов як дупа
розпизьди аргосов як курва портфеле
зоробим кутасомм арргоским веселе
то мы розкурвилиьсмы дупцынгера, то мы яйт оцалим
А аргогорад то варог яйта, и те курве полис росвалим
5g szkodzi ludziom
Uwaga. Komentarze w stylu (chu*owo nagrane) nie będą czytane. A to ze względu na to, że to miała być amatorka. Z dedykacją dla sentera to było
wykorzystano oneplus 8 jako rejestrator dźwięku, router zte mc 801, Nagranie zrobiono na wi-fi w trybie 2ghz. Przy pięciu ghz potrafi dojść nawet do 16 mb na sekundę, bądź w speedtestach (ookla)150 mbit na sekundę. To było nagrane w ośrodku w laskach, w internacie, dość blisko warszawy. A, ten klickbait. Niech taki będzie, przynajmniej czas się pośmiać z paru ludzi wierzących w te teorie.
Jeśli ktoś ma szybszy internet, światłowód, supernet czy jakiśtam inny fastnet, hehe. Może to potraktować jako ciekawostkę, jak mobilny internet ewoluuje,
O to coś, co postanowiło zaprezentować Piździwąsin Chooy studio. Zapraszam do zabawy. Mam nadzieję że przynajmniej doda smaczku do lorda doopcyngiera.
Joy wstał, trzymając zimny, ciężki miecz z wygrawerowanym napisem w nahuatl, języku Azteków: Potężny władca w ciąż żyje. Następnie wstał, i poszedł w stronę kamiennych drzwi.
Pomyślał sobie: Czyli naprawdę, labirynt Montezumy III istnieje, wciąż nie mogę w to uwierzyć. Jak zdobędę ten skarb, będę bogaaaty, moja rodzina już nie będzie umierać z głodu.
Na kamiennych drzwiach wisiała tabliczka: Jeśli przyszedłeś po skarb i myślisz tylko o sobie, człowiecze, będziesz przeklęty lub niechybnie zginiesz. Napis był w nahuatl, pod spodem było tłumaczenie hiszpańskie. Joy jednak zrozumiał ten napis, nahuatl uczył się hobbystycznie w domu, chociaż nie wszystko rozumiał, a hiszpańskiego uczył się w szkole podstawowej, od pierwszej klasy. Otworzył kamienne drzwi.
Drzwi automatycznie się zamknęły, Znalazł się w korytarzu. Na ścianie po prawej stronie była zawieszona pochodnia, a na podłodze leżała paczka zapałek. Z kąd zapałki w starej jak świat świątyni asteków? Pomyślał. Ale wiedział, że to jest mu potrzebne. Więdz wziął pochodnię i schował w torebce, Zapałki wziął do kieszeni spodni i ruszył w drogę.
Kilka minut potem potknął się o kamienne schody, które prowadziły w dół, Szedł, szedł, i szedł tymi schodami i zauważył kilka szkieletów patrolujących korytarz.
Te szkielety wyglądały znajomo. Sławny archeolog William Grossing, arogancki i skąpy człowiek. Paru mniej ważnych konkwistadorów i syn samego hernana korteza.
Poczuł, że raczej z niego szermierz był marny, Ale musiał zamachnąć się mieczem. Miecz, co dziwne, był dobrze wyważony w dłoni, szkielety nie zwróciły na razie uwagi. Chciał zrobić ostatni krok w dół, gdy nagle Montezuma przemówił.
Widzisz, Mój chłopcze, Ci, zginęli na początku. Może będziesz następny, kiedy szkielety się tobą zajmą. Chciałeś skarb, To masz go. Chcesz go przywłaszczyć dla siebie, jak konkwistadorzy. Moje imperium, jak wiesz, było potężnym imperium. Miałem pałac w tenohtitlan, To było bardzo potężne miasto. Ale biali ludzie przypłynęli do nas, zarazili chorobami białych ludzi, i wyrżnęli moich ludzi za parszywe złoto. Wy, biali, chcecie złota. Ale jedyne prawdziwe, asteckie złoto jest schowane, Przed konkwistadorami, I przed wami, białymi archeologami.
– Ale ja nie jestem taki jak inni! – Zakrzyknął
– Jesteś jesteś, Zachłanny chłopcze. Po co czytałeś naszą historię, i po co grzebałeś w archiwum w Meksyku na wakacjach, szukając lokalizacji ukrytego labiryntu? Odpowiem ci na to pytanie. Chciałeś znaleźć to, żeby zdobyć skarb, chłystku.
Jeśli jakimś cudem będziesz blisko skarbów, To dopilnuję tego, żeby to nie było takie łatwe. Dopilnuję tego, żebyś nie powiedział nikomu, co widziałeś i będziesz widzieć i dopilnuję również tego, aby bogowie wzięli cię do swej niechlubnej siedziby, jak szkielety, lub inne stwory przygotują ofiarę z ciebie, na piramidzie słońca. Żegnaj, chłystku.
I z tymi słowy, montezuma znikł tak, jak się pojawił. Joy zrobił krok w dół. Wtedy szkielety zaczęły nań szarżować, 1 trzymał karabin maszynowy, a drógi miecz.
Wiem – Pomyślał joy – Ten z karabinem zginie od mego miecza, a ten z mieczem, On jest powolny, Przeskoczę go lub ucieknę
Szkielet jóż zaczął odbezpieczać karabin, ale joy był szybszy, Zamachnął się mieczem z całej siły, Trafił szkielet w żebra. Po kilku sekundach dźgnięty szkielet zamienił się w górę kości z głośnym trzaskiem. Niezauważył jednak czającego się z tyłu szkieletu ze sztyletem, który to ciął joyego w łopatki i próbował trafić w kark, ale po prostu był za niski. Joy szybko się obrócił, zamachnął się pięścią i dał karłowi solidne uderzenie w głowę.
– Czyli ten korytarz ma 2 rozwidlenia. Z tyłu na krawacie sztyletnika powieszony został niebieski klucz. Joy wziął go, I postanowił ruszać dalej